Tags

, , ,

Odkąd Dasti trafił do naszego domu, wiedziałam, że chce robić z nim coś więcej niż siedzenie na kanapie. Były zajęcia z psiego przedszkola, było szkolenie z posłuszeństwa, kilka zajęć tematycznych o zabawach z psem czy chodzeniu na luźnej smyczy. Pojawił się nawet pomysł trenowania psiego sportu, ale tu zawsze pojawiał się problem.

Początek przygody z agility

Dasti jest  psem bardzo aktywnym, ciężko go zmęczyć, a przy okazji jest zarówno pro psi, jak ipro ludzki. Można z nim ćwiczyć wszystko, ale kiedy na drodze pojawia się człowiek lub inny pies, od razu chce się witać i bawić. Strasznie przy tym piszcząc, gdy nie wyrażamy na to zgodę. Pracujemy nad posłuszeństwem, nad jego samokontrolą, ale jego nadpobudliwość najczęściej niestety wygrywa.

To był powód, który w mojej głowie nie pozwalał nam pójść na zajęcia z psiego sportu. Byłam pewna, że Dasti nie będzie chciał ćwiczyć w obecności innych psów, że będzie wolał bawić się z nimi, niż skupić się na pracy ze mną. Do spróbowania namówiła mnie Magda, u której byłam na zajęciach z zabaw z psem w zimie. Tak trafiłam do jej koleżanki Ani, która prowadzi zajęcia z agility. I tak ja, spędzająca większość czasu za biurkiem pracowniczka korporacji oraz Dasti, aktywny, nigdy nie męczący się pies, trafiliśmy na tor agility.

Poszliśmy z Dastim na indywidualne zajęcia, żeby nie psuć szkolenia sobie i przede wszystkim innym. Początki były ciężkie, bo Dasti wolał zwiedzać plac treningowy niż ćwiczyć, wolał uciekać, niż bawić się ze mną. Okazało się jednak, że z zajęć na zajęcia było coraz lepiej. Dasti coraz lepiej sobie radził i było widać, że sprawia mu to przyjemność. Okazało się, że Dasti może być spuszczony ze smyczy i chce ze mną trenować. Poznawaliśmy kolejne przeszkody, ciesząc się wspólnie spędzonym czasem.

zawody4

Pewnego dnia Ania zapytała, czy nie pojechalibyśmy na treningowe zawody. Spróbować, sprawdzić się i zobaczyć, jak to wygląda. Wiedziałam, że nie damy rady, że Dasti ucieknie z toru do innych psów i nic z tego nie wyjdzie. Nie pojechaliśmy na zawody, ale trenowaliśmy dalej. Dasti radził sobie coraz lepiej i lepiej. Wiedział jak pokonać przeszkody z różnych stron, jak zrobić to coraz szybciej, a ja próbowałam być jak najlepszym przewodnikiem.

A może jednak coś więcej niż tylko zabawa?

Podjęłam decyzję: Jedziemy na treningowe zawody w Tychach. Na kilka dni przed zawodami poszliśmy jeszcze na trening. Nie był to trening indywidualny. Było tam sporo psów, a Dasti nakręcony na zabawę i witanie się ze wszystkimi, piszczał i szczekał, nie dało się go utrzymać, nie dało się zwrócić na siebie uwagi, bo wszystko  było ważniejsze. Pomyślałam sobie, że te zawody to poroniony pomysł. Przecież jak Dasti będzie widział inne psy na zawodach, będzie dokładnie zachowywał się w ten sam sposób. Byłam zrezygnowana. Wtedy Ania powiedziała “Walcz! Weź żarcie, zabawkę i walcz!”.

I tak zrobiliśmy. Razem z mężem zabraliśmy Dastiego na koniec placu i wróciliśmy do ćwiczeń na skupienie. Po jakimś czasie Dasti przestał piszczeć i zaczął zwracać na nas uwagę. Przeskakiwaliśmy hopki na smyczy, bo bałam się go puścić. Potem ćwiczyliśmy przy innych psach slalom, najpierw ze smyczą, ale było niewygodnie, więc odpięliśmy smycz. I Dasti dawał radę. Tylko raz uciekł na tor i przeszkodził Jack Russell Terrierowi w biegu, ale ten go pogonił. Na koniec zaczęliśmy trenować na torze i Dasti ćwiczył mimo innych psów w okolicy. Byłam dumna. Postanowiliśmy jednak spróbować z tymi treningowymi zawodami.

Nasze pierwsze zawody agility

Zapisaliśmy się do kategorii minus zero small. To klasa obecna tylko na zawodach treningowych, dla teamów początkujących. Są to łatwe torki, złożone tylko z hopek i tuneli, gdzie biegnie się właściwie tylko do przodu, bez trudnych zmian i przeszkód. Dasti na treningu daje radę z trudniejszymi torami, ale chciałam spróbować od najłatwiejszego na początek. Dasti w tym dniu nie miał rywali, bo do klasy minus zero, prócz nas, zapisały się same duże psy, a małe z dużymi nie rywalizują. Wiedzieliśmy, że jeżeli nas nie zdyskwalifikują to automatycznie będziemy mieć pierwsze miejsce, nie to było jednak najważniejsze. Takie pierwsze miejsce się nie liczy. Najważniejsze było, żeby Dasti pokonał tor w jak najszybszym czasie i przede wszystkim, żeby nie uciekł z toru do psów.

zawody1

Wczoraj trochę zestresowani, ale pełni nadziei, pojechaliśmy do Tychów do Strefy Psa, gdzie organizowane były zawody. Zdążyliśmy jeszcze na klasę zero, więc popatrzyliśmy jak inni radzą sobie z trudniejszymi torami. Wśród osób na podium znalazły się znajome z treningów. Brawo!

Potem poszłam nas zarejestrować. Dostaliśmy pakiet startowy ze smakołykami firmy Fish4Dogs. Dasti uwielbia rybki, więc z pewnością będą mu smakować. Potem był czas na zapoznanie się z pierwszym torkiem. Dasti został z Patrykiem, a ja poszłam zobaczyć tor. Bieg był prosty. Cały czas w przód, same hopki i dwa tunele. Tylko jedna zmiana, postawiłam na ślepą po tunelu, a przed hopką. Widziałam, że niektórzy robili ją za hopką, a przed następnym tunelem.

zawody2

Dasti nie chciał ruszyć, bo postanowił niuchać trawnik. Udało mi się go jednak przekonać i pobiegliśmy. Dasti biegł jednak trochę od niechcenia. Pokonał tor, ale nie za szybko, za to bezbłędnie. Wykorzystaliśmy też treningową, niepunktowaną, powtórkę. Za drugim razem Dasti pokazał na co go stać.

W drugim biegu zmienił się układ hopek i doszedł jeszcze trzeci tunel. Cały bieg na wprost. Dasti nie wbiegł do tunelu, ale szybciutko to skorygowaliśmy i zachowaliśmy kolejność przeszkód. Dasti biegł dość szybko. Byliśmy naprawdę dumni. To był dla nas sukces. Tak, dostaliśmy medal i nagrody, ale nie to w tym dniu było najważniejsze. Najważniejsze, że uwierzyliśmy, że Dasti może biegać na zawodach i nie uciekać. Skupić się na mnie i zadaniu, a nie psach i ludziach dokoła.

zawody3

Dziękuję Ani, naszej trenerce, za to że w nas uwierzyła i sprawiła, że postanowiliśmy spróbować swoich sił w zawodach. Teraz wiemy, że możemy brać w nich udział. Będziemy dalej ćwiczyć i być może już niedługo spróbujemy sił w oficjalnych zawodach. Tor nie będzie już taki łatwy, będzie więcej przeszkód i z pewnością spora konkurencja. Ważne, żeby dobrze się bawić i osiągnąć kolejny sukces. Nie mam na myśli pierwszego miejsca, bo to nam “nie grozi”, ale swój własny sukces: Pokonanie trudniejszego toru na oficjalnej imprezie.

Trzymajcie kciuki!

Advertisement